To miejsce nie tylko dla wegetarian i wegan, choć w żadnej z potraw nie znajdziecie mięsa. Pomimo mojej oczywistej mięsożerności, wybrałam wizytę w Shuk już dwukrotnie. Dlaczego nie opisałam Wam go po pierwszej wizycie? Na pierwszy ogień poszło śniadanie, jednak bez spróbowania obiadowego menu nie chciałam w pełni opiniować. Dlatego poniżej znajdziecie zdjęcia z aż dwóch wizyt, dzięki którym mieliśmy okazję spróbować całe mnóstwo pysznych potraw.
LOKALIZACJA
Restauracja leży przy ulicy Grójeckiej w Warszawie. Niby przy głównej arterii a jednak trochę na uboczu. Jest du duży niski pawilon a obok całkiem przyjemny plac z fontanną i ławeczkami. Restauracja dysponuje także swoimi zewnętrznymi stolikami choć niestety są dość małe i za każdym razem decydowaliśmy się na siedzenie w środku.
WYSTRÓJ
To nowe miejsce w nowoczesnym i nieprzeładowanym stylu. Fantastycznym elementem dekoracyjnym są dla mnie piękne małe płytki które zdobią słupy oraz dół dużego baru. Szczególnie te na słupach mają cudowne wzory i kolory. Kuchnia jest tu otwarta, jednak podczas obu moich wizyt siedziałam na tyle daleko, że nie mogłam obserwować pracy w niej. Dodatkowym ozdobnym elementem jest ciekawy kąt przy kuchni ozdobiony słojami i workami wypełnionymi przyprawami.
KUCHNIA
Moją pierwszą wizytę miałam okazję zacząć od pysznego śniadania. Restauracja śniadania serwuje w weekendy, a w karcie menu możecie znaleźć kilka gotowych śniadaniowych propozycji. Pomimo że byliśmy z J. we dwoje, postanowiliśmy zamówić śniadanie aż dla 3 osób. Postawiliśmy na śniadanie dla dwojga oraz na zestaw z sałatką z jakiem poche i hummusem. Ilość dań nas pokonała 🙂 Śniadanie dla dwojga zawierało bowiem dwie jajecznice, twarożek, całą masę serów, pomidorów oraz pysznych owoców. Część jedzenia zabraliśmy na wynos i sery zjedliśmy wieczorem do wina. Jakością podanych serów w zestawie byłam zaskoczona bardzo miło – były i ser kozi i kilka innych twardych oraz półtwardych pysznych serów. Dodatkowo spróbowaliśmy pysznych lemoniad – polecam szczególnie pomarańczową z bazylią i grapefruitową, lemoniada z kardamonem okazała się dla mnie trochę za słodka.
Podczas kolejnej wizyty przyszedł czas na dania obiadowe. Zaczęliśmy od Mezze Trio – z zaproponowanych mezze mogliśmy wybrać dowolne 3. Postawiliśmy na pyszny hummus z buraka, baba ghanoush (pasta z pieczonego bakłażana), muhamara (pasta z pieczoną papryką). Wszystkie były pyszne choć najbardziej do gustu przypadła mi baba ghanoush, polecam też tradycyjny hummus i hummus z buraka. Do past dostaniecie dwie pity, jednak nic nie stoi na przeszkodzie aby poprosić o kolejne. Po przystawce przyszedł czas na dania główne. Tym razem była nas trójka i mogliśmy skosztować aż 3 ciekawych potraw. Wybraliśmy pieczonego kalafiora w wersji pikantnej z harisą, pieczone bakłażany z kuskusem, harisą i solą morską oraz shakshukę. Wszystkie dania były przepyszne, kalafior był gigantyczny i połowę zabraliśmy ze sobą na wynos, bakłażan bardzo mi smakował szczególnie część z harisą (może dlatego że mało solę), a shakshuka była genialnie doprawiona. Wyszliśmy bardzo najedzeni z obietnicą kolejnego powrotu, tym bardziej że pracuję stosunkowo niedaleko tego miejsca.
OBSŁUGA
To kolejna zaleta tego miejsca. Podczas obu wizyt obsługiwały nas różne kelnerki – obie przesympatyczne i pomocne. Panie maja dużo uśmiechu, miłych słów i dystansu. Nawet pomagający Pan kelner który nie zawsze trafiał do tego stolika co trzeba robił to z uśmiechem i miłym słowem 🙂 Super załoga.
MOJA OPINIA
Nie mam wielkiego doświadczenia w restauracjach o profilu wegetariańskim/wegańskim, a może szkoda bo to miejsce pokazało mi że ta może być niesamowicie smacznie. Polecam wszystkim, zachęcam także do wizyty w godzinach wieczornych na fajnego drinka – mają niesamowity wybór.
INFORMACJE PRAKTYCZNE:
Adres: ul. Grójecka 107, Warszawa (wejście od strony placu Pod Skrzydłami)
Godziny otwarcia:
pon. – czw.: 12:00 – 0:00
pt.: 12:00 – 2:00
sob.: 9:00 – 2:00
niedz.: 9:00 – 22:00
2 comments
Nigdy nie sądziłam , że można zakochać się w…kalafiorze;) a jednak tak właśnie się stało, jak zobaczyłam to zdjęcie;)
🙂 To musisz teraz jeszcze go zjeść. Był pyszny, nie tylko ładny 🙂